niedziela, 26 lutego 2012

Z górki na ....

To był maj. Kwiaty na jabłonkach pachniały. Słońce świeciło i ogrzewało wszystkie boskie stworzenia. Mnie też. Trawa się zieleniła zielenią nasyconą, na dworze koty wygrzewały swoje brzuszki a psy z sąsiedztwa zaczepiały je nieudolnie. Wiadomo - mądry  pies kota nie rusza, bo smak jego pazurków pozna. Pięknie wtedy na świecie było, żyć się chciało. I oddychać pełną piersią. 
Radość z otaczającego piękna przytłumiała myśl, że człek młody jeszcze i szkolić się musi. A do szkoły daleko było i na dodatek pod górkę się szło. Na południe do szkoły chadzałam, na drugą zmianę. Szkoła mała , dzieci dużo, jakoś to pogodzić trzeba było. Jedyny plus to taki, że wyspać się człowiek do woli mógł. 
A że sprytna ze mnie dziewczynka była do Dziadka po prośbie poszłam, rower wysępiłam. Swojego nie miałam, bo wtedy na komunię modne były zestawy: długopis , zegarek i kalkulator. Ze trzy takowe dostałam. Ale na rower zamienić się nie dało. A szkoda.
Dziadek rower dziwny miał, nie dla dzieci, ale jeździć na nim umiałam. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało. To była męska damka z ramą. Pewnie co niektórzy kojarzą ten środek lokomocji, choć inne sprzęty powoli go zastępują. 
Tak więc  plecak na plecy zarzuciłam, nogę przez ramę przerzuciłam i od płotu się odbijając w drogę się udałam. A nie była to rzecz prosta, gdyż górka przede mną długa i urodziwa była. Tak z półtorej kilometra drogą do nieba na rowerze wcale nie łatwo jechać . Nie wierzycie? Spróbujcie. Tylko rower taki jak ja do kompletu sobie dobierzcie. 
Raz, dwa, raz ,dwa - byle do przodu, byle już na czubku się znaleźć. Potem to tylko frajda i sama przyjemność, bo z górki. Odetchnęłam, gdy na czubku się znalazłam. Powietrze pełną piersią złapałam i w dół ruszyłam. Teraz to hamować trzeba było, bo górka stroma , koła duże i prędkość może nie ponaddźwiękowa, ale zbliżona na pewno była. Samochodów na wsi trzy na krzyż, więc i w miarę bezpiecznie w dół się jechało.
Nagle zauważyłam,że po przeciwnej stronie ulicy , pod górkę, maszeruje nauczyciel historii. A wspomnieć tu muszę że wtedy młody, zaraz po studiach był i przystojny na dodatek, więc wszystkie panny ze szkoły, i te małe i te większe miłością go darzyły. Też w tym kręgu byłam.
Wielka radość na mej twarzy się odmalowała, myśl, że to dobry początek środka dnia przez głowę przeleciała.
Uradowana w nauczyciela owego się wpatrywałam, gdyż świadomość, że jak mu "dzień dobry" powiem zwiększy szansę na przeżycie cudownego dnia, nie dawała mi spokoju. Gapiłam się i gapiłam, momentu podniesienia głowy do góry przez niego oczekując . Coś nie bardzo miał ochotę, gdzieś zamyślony był lub torby z zakupami ciążyły mu za bardzo, bo jak nie podnosił, tak nie podnosił. Już zaczęłam się obawiać, że koło niego niezauważona przejadę, gdy nagle łups! Coś mi pod koła wpadło, do przodu jechać nie dało a na dodatek w górę poleciałam jak z torpedy jakiejś. Strasznie zdziwiona , że na asfalcie siedzę a rower obok jakoś tak dziwnie powykrzywiany leży , głowę do góry zadarłam. Pod słońce miałam, nie wiele widziałam, ale " łomatkobosko!" " jużjamatcetwojejpowiemjakiłobuzzciebiejest!" i "gdziemaszoczyłamago!" usłyszałam, bo słuch wtedy jeszcze dobry miałam. 
Głowę otrzepałam, gdyż wcale nie wiedziałam, co to się wydarzyło tak nagle, i wtedy Ciotkę rozpoznałam. Stała nade mną z sandałem w dłoni jakieś paski mi pokazując, wrzeszcząc na cały głos i sprawiedliwości boskiej się dopominając. O rzesz ty! Się narobiło!- pomyślałam, tyłek z asfaltu podniosłam, ciocię przeprosiłam, rower pozbierałam i w dalszą drogą ruszyłam.
A dzień dobry nauczycielowi od historii nie powiedziałam.....
Już go nie było. 
Do dziś zastanawiam się, czy przyglądał się mojej porażce czy też nic nie zauważył, bo przygnębiony był? Chyba już wiedzieć nie chcę. 
A gdy po wielkich bólach i strachu o własną doopę  mamie całe zdarzenie opowiedziałam i do ciotki z czekoladą ją wygnałam dowiedziałam się , że z pośladków cioteczki śliwkę zrobiłam. Jak ? Kierownicą.
Tak zapatrzona w bożyszcze byłam , że ciotki idącej przede mną nie zauważyłam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A może coś napiszesz? :)