czwartek, 23 lutego 2012

Kilka godzin dla innych. Czy to tak wiele?

Przeżywam dziś ogromny, wewnętrzny dylemat. W którą stronę zmierzamy ? Jako ludzie, jako osoby myślące, żyjące stadnie w kręgu rodziny.
Opowiem Wam  o jednej z takich rodzin. O mojej rodzinie.
Gdy byliśmy mali, co niedziela, hucznie zwalaliśmy się Babci na głowę. Im więcej nas było, tym lepiej. Babcia z Dziadkiem lubili siadać na ławeczce przed domem lub pod letnią kuchnią razem z naszymi rodzicami , a my w tym czasie albo wygłupialiśmy się na podwórku, albo też ze słoikami chodziliśmy do pobliskiej rzeczki łowić, a może raczej łapać ryby. Zawsze było wesoło, fajnie i miło. I zawsze Babcia miała dla nas cukierki. Na święta  Bożego Narodzenia też zjeżdżaliśmy się do Nich, by wspólnie spożyć wigilijną kolację. Dziadkowie jak mogli, tak pomagali. 
Dorastaliśmy, byliśmy coraz starsi , mieliśmy coraz więcej własnych spraw i kłopotów, do Dziadków zajeżdżało się rzadziej. Ale kontakt zawsze był. Później, gdy wieś została uzbrojona w przewód telefoniczny, było już bardzo lajtowo. Gdy nie można było pojechać , można było zadzwonić. Z  życzeniami, z zapytaniem o zdrowie. 
Dorośliśmy. My, wnuczki, mamy teraz dzieci, zajmujemy się nimi, nasze mamy nam pomagają, bo takie czasy, bo inaczej się nie da. Chcesz przetrwać, musisz dawać z siebie wszystko i jeszcze trochę więcej . Coraz mniej czasu dla innych . Ciągle w pogoni za ..... za czym ? Nie za kasą, bardziej chyba za bytem. Aby nie zaginąć, nie odpaść, nie dać się pochłonąć paszczy bezrobocia i problemów egzystencjalnych . Ciągle w biegu.
A Babcia z Dziadkiem żyli sobie na uboczu, ciesząc się ze zdjęć, z telefonów. Rzadkich bo rzadkich, ale pozwalających utrzymać kontakt z rodziną. 
Dziadek śpi. Już trzeci miesiąc niedługo minie. Oddycha samodzielnie, lekarze mówią, że jest najzdrowszą osobą na oddziale. I tętno i ciśnienie  - wszystko w normie. Zdrowy. Ale ma uszkodzony mózg, paraliż czterokończynowy, rurkę tracheostomijną , która nie pozwala nam wziąć go do domu, gdzie nie będzie miał odpowiedniej opieki dwudziestoczterogodzinnej. Zapadła decyzja, że Dziadek zostanie wywieziony do hospicjum  oddalonego od domu 40 km. Nikt nie zrezygnuje z pracy. Też tego nie zrobię. Mam troje dzieci. Ale nawet pomijając ten fakt - Babcia nie mogła się z tym pogodzić. Zawał. Przy Dziadkowym łóżku w szpitalu. Z żalu ? Ze stresu ? Tego nie wie nikt. To było kilka dni temu. Ponieważ źle poczuła się w miejscu, gdzie najłatwiej otrzymać pomoc, szybko ją otrzymała. Kilka dni w szpitalu, potem oddział kardiologii w innym mieście, gdzie wykonano koronarografię . Dziś Babcia została wypisana ze szpitala. Wnuczków i ich małżonków dookoła wystarczająco. A ona co ? W autobus? 
Wszyscy zbyt zajęci. Moja biedrona (samochód) bez ogrzewania, z ciągle szwankującymi różnymi częściami nadaje się co najwyżej na podróż do lasu, nie po kogoś, kto jest zmęczony, wyczerpany i chory . 
Urwałam się na dwie godziny z pracy , poprosiłam znajomą, która sprzętem zdecydowanie lepszym jeździ i pojechałyśmy po Babcię. 
Potem wróciłam do pracy, zostałam chwilę dłużej, aby pokończyć to, co do mnie należy, zrobiłam zakupy i pojechałam do Babci. 
Siedziały we dwie, razem z moją Mamą i rozmawiały o hospicjum. Babcia nie daje rady, by do Dziadka codziennie busem jeździć, niemożliwością też jest, by jeździła do Niego gdy będzie oddalony o tyle kilometrów. Kto wtedy będzie Dziadka golił? No właśnie?
Zasugerowałam, że jakoś podzielimy się z innymi wnuczkami i na zmianę raz na tydzień zawieziemy ją na miejsce. Jak będzie trochę cieplej  to i moja biedroneczka da radę.
Skwitowała moją wypowiedz krótko : 
- Dziecko, o czym ty mówisz.....
Nie napiszę , jak się poczułam. Nie napiszę, jak mi było wstyd za wszystkich , którzy czasu nie mają. Daruję sobie. Ale żal, że Babcia tak doskonale zdaje sobie sprawę z tego , że dziś tak wiele rzeczy jest ważniejszych - po prostu, boli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A może coś napiszesz? :)