wtorek, 27 marca 2012

Czerwona sukienka...

Wraz ze zmianą pogody zmienia się nasze spojrzenie na świat, nasze twarze nabierają przyjemnego wyrazu, znikają marsowe miny i czapki. Kobiety, jedna po drugiej, biegną do fryzjera wymieniając się doświadczeniami z autopsji i wskazują te najlepsze, najfajniejsze, najbardziej modne i najtańsze. Każda z nas chce wyglądać jak ta wiosna. Kwitnąco. I właśnie taki kwiat dojrzałam dziś przypadkiem na ulicy. Młoda kobieta w idealnie ułożonej fryzurce, w czarnym, lekkim płaszczu , w butach na niebotycznych obcasach, w których ja nigdy chodzić nie będę, bo nie chcę w niebie chmurkom szyków mieszać i pogody   niechcący przestawiać, wychyliła się zza rogu. Spod płaszczyka wyglądał jej dół czerwonej sukienki. Gdy przechodziła tuż obok mnie, mogłam ocenić jej urodę. Była naprawdę śliczna. Wprost idealna. Wielkie, ładnie obrysowane niebieskie oczy, mały prosty nosek, delikatnie wystające kości policzkowe, usta nie za szerokie, pociągnięte pomadką w kolorze sukni, białe zęby ukazujące się w pół uśmiechu. Ideał. Wszystkie głowy spoglądały za nią, a nie tylko ja byłam płci żeńskiej. U niektórych wzbudzała zazdrość, u innych zawiść, jeszcze inne kobiety zazdrościły jej młodości, a takie jak ja uśmiechały się do niej ciesząc się, że jeszcze takie kwiaty po tym świecie chodzą. Była pewna siebie, ale nie zadziorna. Budziła szacunek i uśmiech. Nie umiem dokładnie opisać tego zjawiska, Ale cieszę się, że mogłam je obserwować. Była jak...jak wiosna. Wiosna w kolorze czerwonym. 
I ten czerwony kolor jej sukni, jej ust, przypomniał mi inną sytuację. Też kobietę w czerwieni, w butach na wysokim obcasie idealnie dopasowanych do sukienki. Króciutkiej, spod której ukazywały się zgrabne, długie nogi. 
Kiedyś pojechałam ze znajomymi do pobliskiego miasteczka, w którym można kulturalnie, w towarzystwie i przy delikatnie sączącej się muzyce spokojnie porozmawiać i napić się piwa, wypić drinka, kawę lub herbatę. Ponieważ ze wszystkimi wiadomościami byłam na bieżąco, przysłuchiwałam się rozmowie znajomych z koleżanką, która na chwilę przyjechała z zagranicy. Siedzi tam już od kilku lat, przyjeżdża raz na rok więc jest ją czym zasypywać i zaskakiwać. Od czasu do czasu kiwałam głową dla potwierdzenia wynurzeń innych znajomych, śmiałam się z tych samych żartów po raz enty i jednocześnie przyglądałam się innym, nieznanym mi towarzyszom kawiarnianych stolików. Przy tym zaraz obok nas siedziała grupka licealistów, ich wypowiedzi związane były głównie z zajęciami w szkole. Belfrzy nie mają łatwego życia. Czego to też ta młodzież nie wymyśli dla określenia ulubionych profesorów. Aż wstyd słuchać!  Przy następnym rodzinka. Matka, ojciec i dwie córki. Dziewczynki nudziły się w czasie, gdy rodzice omawiali coś szczegółowo. Ilość szczegółów muisiała być ogromna sądząc po gestykulacji rąk. No, chyba że to była rodzina z Włoch, ale nic na to nie wskazywało. A już na pewno nie kolor ich włosów. Wszystkie trzy kobietki były blondynkami. To raczej rzadkość w tamtych rejonach świata. W samym rogu, przy dwuosobowym stoliku, z zapaloną  świeczką zanurzoną w kielichu z płatkami róży , siedziała około trzydziestoletnia kobieta w czerwonej sukience. Ładna szatynka z okrągłą twarzyczką i dyskretnym makijażem. Z lakierem na paznokciach dobranym do koloru sukni. Lekko skrępowana, ciągle nieśmiało uśmiechająca się do swojego towarzysza. Kilkakrotnie spłonęła rumieńcem, ale jej oczy cały czas wpatrywały się w blondyna, który musiał być zdecydowanie bardziej rozmowny niż ona. Słuchała uważnie. Odniosłam wrażenie, że jest nim żywo zainteresowana. Powłóczyste spojrzenia, dyskretny uśmiech, białe zęby delikatnie zagryzające dolną wargę. Czyżby to była ich pierwsza randka? Siedział do mnie tyłem. Nie miałam możliwości ujrzenia jego twarzy . Kobiecie zależało na tym, by pokazać się z jak najlepszej strony. Ubiór, fryzura, makijaż. A on?
Stare, sprane dżinsy, upaprane czarne półbuty i bluza dresowa......
Rozpacz.
Panowie!
Ok, może nie zaraz garnitur i krawat, ale chociaż koszula i odrobina pasty do butów? Przecież taki wysiłek nie kosztuje za wiele. Podziwiam ta kobietę. Ja przy tym gościu nie usiedziałabym nawet minuty.... I nie wmówicie mi, że ich spotkanie było przypadkowe, co mogłoby tłumaczyć taki strój. Randka pełną gębą. Wstyd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A może coś napiszesz? :)