niedziela, 18 marca 2012

Łąki zielone nasze piękne.....

W końcu nadszedł. Pierwszy piękny wiosenny dzień. Ptaszki śpiewały, słońce przygrzewało w plecy i zmuszało do mrużenia  oczu, tak było silne i mocne. Po miesiącach zimowej zawieruchy, mrozów, śniegu i błota nadszedł czas, by oddychać pełną piersią. Ponieważ była niedziela, po mszy i obiedzie wszyscy wylegli na chodnikowe ławki i rozpoczęły się międzysąsiedzkie dyskusje. Każdy miał uśmiech na twarzy, każdy cieszył się z nadchodzącej pory roku. Mieścina mała, dom jeden przy drugim, wszystkie przy drodze ustawione, przecinały zieloną wstęgę otaczających lasów i pól. Patrząc  z lotu ptaka można było zauważyć jedną długą kolorową rzekę dachów. I zieleń. Piękną, jeszcze nie w pełni soczystą, ale już upominającą się o swoją kolej. Już nie biel. Już zieleń zawitała. Ponad dwadzieścia stopni na dworze, ludzie powariowali i zimowe odzienia w domu pozostawiali. 
Małgosia, sąsiadka mieszkająca kilka domów dalej, wraz z całą swoją dość liczną grupką potomstwa wybrała się do lasu. Dzieciaki ruchu potrzebowały, a przy drodze to przecież zawsze niebezpiecznie jest. W lesie wiadomo - świeże powietrze i nikomu się nie wadzi. Dzieci miała czworo, w różnym wieku. Najmłodsza Julcia dopiero co trzy latka skończyła, więc z mamą grzecznie za rączkę szła. Mąż i ojciec w domu został, zmęczony po tygodniu pracy, odpocząć chciał. Na kanapie się położył, drzemkę zaliczył. A ona z dziećmi po lesie biegała. Daleko od domu nie była, tylko z kilometr jakiś. Chłopcy między drzewami w chowanego i w berka się bawili. Troszkę odbiegli od niej, czasami ich z oczu traciła, ale wiedziała, ze las znają i jakby co drogę znajdą. Lasek był wąski, bezpieczny. Nie odwracała głowy za każdym razem, gdy mignęła jej przed oczami bluza któregoś z synów. Ona w tym czasie z Julcią zeszłoroczne szyszki i żołędzie spomiędzy pożółkłej trawy wyciągała. Mała cieszyła się z każdej znalezionej sztuki za skarb ją uważając. 
Nagle Małgosia poczuła zapach dymu. Zerwał się lekki wietrzyk, i właśnie z nim dym doszedł do jej nozdrzy. Nie było go wiele. Poderwała głowę do góry, chłopców pomiędzy drzewami na wszelki wypadek szukając. Słyszała ich, ale nie widziała. Byli schowani pomiędzy drzewami. Nagle poczuła uderzenie gorąca. Wzięła małą na ręce, pobiegła na skraj lasu. To, co tam zobaczyła, ścięło ją z nóg. Wszystkie okoliczne łąki, od dawna już ugorem stojące zajęte ogniem były. Miejscami języki ognia dochodziły nawet do dwóch metrów trawiąc po drodze wszystkie drzewka, które przez lata rozsiały się na ziemiach nieuprawianych. Przerażenie ja ogarnęło. Pożar zbliżał się w jej stronę w błyskawicznym tempie. Resztkami zdrowego rozsądku, co chwila wołając synów, którzy gdzieś się w tym bezpiecznym przecież lasku zawieruszyli wyciągnęła komórkę i zadzwoniła po straż pożarną. Ludzie przed domami siedzieli, mogli pożaru nie zauważyć. Wykrzyczała do słuchawki gdzie się pali i błagała o pomoc. Przecież jej dzieci były narażone na niebezpieczeństwo! Zaczęła biegać dookoła nawołując ich. Na rękach trzymała przerażoną Julcię. 
- Szymek! Romek! Krzysiek! Gdzie jesteście! Chodźcie tutaj!  Szybko! Łąki się palą! Słyszycie! Wracajcie natychmiast! - czuła, jak opuszczają ją siły, jak brakuje jej tchu. Ogień już wdarł się do lasu, już zaczepiał językami stojące na skraju drzewa. 
Co powinna robić? Jak się powinna zachować? Chciała do męża po pomoc zadzwonić, ale miał komórkę wyłączoną. Spał. 
Była przerażona. Przecież to miał być taki piękny dzień! Ciągle chłopców wołając chodziła wzdłuż trzymając się bezpiecznej odległości od palących się drzew. Ciągle ich nawoływała. Żadnej odpowiedzi. Gdzie oni, do jasnej cholery, są? Nagle usłyszała dźwięk syren. Zbliżała się pomoc.  
Odetchnęła z ulgą. Oni jej na pewno pomogą i chłopców uratują. Sama nie chcąc dłużej narażać płaczącej i roztrzęsionej Julci  pobiegła w stronę drogi przeciwpożarowej, którą już zbliżała się straż pożarna.

-Panowie, pomóżcie! Tam gdzieś są moi synowie! Cała trójka! Nie odpowiadają, gdy ich wołam! Proszę! Uratujcie ich! 
- W którą stronę poszli? Umie pani powiedzieć? - zapytał jeden ze strażaków, reszta w tym czasie węże rozwijała i łopaty szykowała. 
- Gdzieś tu powinni być! - mówiła płacząc - Nie mogli odejść daleko! Ten pożar nas zaskoczył! Bawili się w chowanego ! 
-Dobrze, będziemy ich szukać. Już jadą następne jednostki, pożar jest bardzo rozległy. Proszę odejść z małą w tamto miejsce - pokazał ręką na polanę oddaloną o jakieś pół kilometra - tam powinna być pani teraz bezpieczna. Ja muszę zająć się akcją. 
Posłuchała. Nie chciała przeszkadzać. W końcu teraz każda chwila liczyła się dla jej chłopców. A jeśli byli w niebezpieczeństwie? Na pewno byli w niebezpieczeństwie. 
Zadzwonił mąż. Sąsiedzi go obudzili. Widzieli, jak z dziećmi w stronę lasu szła. Nie mogła powiedzieć mu nic pocieszającego. Nie mógł przybiec jej na pomoc. Wszędzie ogień i strażacy. Stodoła sąsiadów też już z dymem poszła. Wszyscy walczyli o każdy metr trawy, każdy o swoje gospodarstwo się bał. A ona o dzieci. Gdzieś tam były. Z ogniem i dymem walczyli. 
Tuliła małą do siebie, pragnąc dodać jej otuchy i wierząc w strażaków. Strasznie długo to trwało. Powtarzała słowa - są cali, nic im nie będzie - jak mantrę, karmiąc się nimi. To było jedyne pocieszenie, na jakie mogła sobie w tym momencie pozwolić. W końcu zobaczyła poruszenie pomiędzy strażakami, jeden z nich biegł w jej stronę.
- Znaleźliśmy ich! - zawołał z daleka - Ale jeden z pani synów nie miał tyle szczęścia. Zaskoczył go ogień, pogotowie już jedzie.Żyje! - dodał widząc jej minę i przerażenie w oczach - Drzewo go przywaliło. Bracia gałązkami ogień ugasili, ale nogę ma złamaną. Niechże pani nie płacze! Dobrze będzie! 
Dobrze będzie? 
Kiedy?
Dziś na mojej wsi cztery poważne pożary wybuchły. Nie same. Nie zrobili tego rozbrykani nastolatkowie.  Ktoś łąkę podpalił, by lepiej trawa rosła.  Wieś ma sześć kilometrów. Ile drzew z dymem poszło? Ile gospodarstw było zagrożonych? Ile zwierząt i żyjątek ucierpiało? Szkoda słów. 
Na szczęście żadna Małgosia tu nie mieszka i z dziećmi do lasu nie poszła. Ale kiedyś przecież może....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A może coś napiszesz? :)