piątek, 30 grudnia 2011

Delikatnie, panie policjancie ...

Kolejny męczący dzień powoli zbliża się ku końcowi. Ok, niby jeszcze w miarę wcześnie i co z tego, jeśli na dworze szaro, zimno i ponuro ? Kilka płatków śniegu spadło, ale stopniało.
Po ośmiu godzinach przy kompie, gdy już wszystkie moje członki odmawiały posłuszeństwa, a siedzenie po turecku na krześle powodowało dreszcze w kończynach dolnych nadeszła upragniona trzecia i z myślą o czekających na mnie popołudniowych czynnościach skierowałam się w stronę biedronki.
Czekała na mnie bidulka taka zmarznięta , lekko przykurzona i cholernie zimna. Naciągnęłam rękawice, wrzuciłam zakupy na tylne siedzenie i heja w drogę do domu.
Myślami nadal gdzieś daleko będąc zauważyłam nagle czerwonego, świetlistego, długiego jak miecz yedi lizaka. O kurcze -  przemknęło mi przez myśl zanim zaczęłam hamować. Ostatni rzut okiem na szybkościomierz - nie jest źle i uśmiech w stronę zbliżającego się pana policjanta. Przystojny był. Młody.
Podszedł, odsunęłam szybę po mojej stronie , odpowiedziałam dzień dobry i w trakcie , gdy on klepał do mnie pewnie jedną z wielu formułek rzuciłam:
- Panie policjancie.... To mój pierwszy raz..... będzie pan ostrożny ?
Patrząc na niego oczami proszącego pieska ( wszystkie dzieciaki mają tą technikę opanowaną, więc miałam się od kogo nauczyć )  delikatnie uśmiechnęłam się do niego
.-Heheh .. kiedyś trzeba zacząć... - odparł i poprosił o prawko i  dowód rejestracyjny. Wrócił po dwóch minutach, dokumenty oddał i kazał jechać dalej.

To nie było wcale takie łatwe. Kolana mi drżały .
Dobrze, ze o gaśnicy nie wspomniał. Zaraz po nowym roku muszę zrobić z nią porządek !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A może coś napiszesz? :)